czwartek, 14 sierpnia 2014

Szaleństwo w Bath & Body Works

Jakieś dwa tygodnie temu coś mnie podkusiło i wydałam mnóstwo pieniędzy w Bath & Body Works. Mam prawdziwą słabość do tego sklepu i nie powinnam się zapuszczać w jego okolice, bo to się zawsze kończy źle dla mojego portfela.
Z góry przepraszam za nie najlepszą jakość zdjęć - wina telefonu (chwilowo tylko z niego mogę korzystać) i słabego światła w pokoju.

Mydełka do rąk w piance - uwielbiam! Są całkiem wydajne i mają przepiękne zapachy. Mają jednak dość sporą wadę - cenę. Dlatego kupuję je tylko wtedy, gdy mają akurat je w promocji (a te są tam naprawdę często). Ostatnio kupiłam te trzy pierwsze od lewej - Mango Hibiskus, Aloha Orchid i White Pineapple. Ostatnie mydło jest z mojego "magazynku", z jednych z wcześniejszych zakupów. Różni się szatą graficzną (inna kolekcja) i opakowaniem, ponieważ dopiero niedawno je zmienili i mimo że pojemność jest taka sama i nie powinno być żadnej różnicy, muszę przyznać, że to obecne znacznie bardziej mi się podoba i ładniej wygląda na umywalce. Prawda, że obrazki są prześliczne?
Jak możecie zauważyć, Mango Hibiskus jest już w użyciu i sprawuje się naprawdę wspaniale! Chyba będę musiała kupić jeszcze jedno takie na zapas, bo zapach jest cudowny i aż chce się ciągle latać do łazienki, żeby umyć ręce. Nawet moja mama, która zazwyczaj strasznie narzeka na moje piankowe mydła to skomplementowała :D

Obie z siostrą jesteśmy maniaczkami świec zapachowych. Te z B&BW poznałyśmy już jakiś czas temu i ponieważ byłyśmy nimi pozytywnie zaskoczone (ona bardziej, bo ja trochę żałowałam wyboru świecy, ale o tym innym razem) to ona zdecydowała się na to cudo. 411g wosku, który po roztopieniu pachnie dokładnie jak cytrynowa ice tea. Jak widać - była już palona. Pali się bardzo ładnie, równomiernie i dość szybko dochodzi do ścianek - znacznie szybciej niż Yankee Candle, co może być zarówno plusem jak i minusem (wypala się ciut szybciej niż YC i wystarczą jakieś 2 godziny, żeby wosk stopił się do ścianek). Przy pierwszym paleniu zapach był mocny, a nawet duszący. Dało się wyczuć coś jakby zgniłą cytrynę? Dzisiaj zapaliła ją ponownie i... niespodzianka! Cudowna woń cytrynowej mrożonej herbaty w ekspresowym tempie rozeszła się po całym mieszkaniu. Mimo nieciekawego początku, zdecydowanie polecam!

Kolejna miłość z B&BW - żele antybakteryjne. Świetny gadżet, który z pewnością przyda się gdy planujemy jakiś weekend poza domem lub gdy znajdziemy się w miejscu, gdzie nie będzie można skorzystać z toalety. Doskonale sprawdzają się też po jeździe komunikacją miejską (zasyfiałe warszawskie busy </3). Mam już w swojej kolekcji ich kilka...naście i wymiennie z nich korzystam. Kiedyś - jak będziecie chciały - mogę pokazać wszystkie.
Dwa pierwsze: delikatna słodycz polnych maków i soczysta brzoskwinia należą do mnie, ostatni, kokosowo-kwiatowy (zabijcie mnie, nie mam pojęcia co to jest) to zakup mojej siostry. Ona go ubóstwia, ja nienawidzę. Wcześniej, z tego co pamiętam miał inną szatę graficzną, ale zapach pozostał tak samo drażniący jak wcześniej.

I to by było na tyle. Robię sobie odwyk od B&BW, bo zbankrutuję.

Znacie tę markę? Lubicie? Używacie ich żeli lub mydeł? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz